Thursday, 23 April 2015

Angielskie kaszaloty vs. polska wieś


Anglia na baletach
W czym sęk? Chodzi o ocenę kobiet – praktyka ogólnie paskudna choć przyznam, że sama się jej czasem oddaje – głownie dlatego, że to „łatwy cios.” Szczególnie w kierunku kobiet w UK.

Oto Angielki mają szeroko rozpowszechnioną reputację jako:
  • otyłe
  • ubrane nieodpowiednio do figury
  • o krzywym zgryzie
  • nieładne z buzi
  • wulgarne
  • pijane
Jak to mówią anglicy – gdybym dostała penny za każdym razem gdy słyszę powyższe, byłabym milionerką. Jest to wszystko poniekąd prawdą. Angielki faktycznie nie wykazują się specjalnym wysublimowaniem czy obsesją  na punkcie swojego wyglądu, nie przykładają też uwagi do tego by zachowywać się w jakiś płciowo-określony sposób typu „prawdziwa dama” czy „dobra dziewczyna.”

Dlaczego? Nie nie jestem do końca pewna. Czego jednak jestem pewna to fakt, że z jakiegoś powodu przyjezdnych bardzo to irytuje – szczególnie grupę, którą określę tu jako „polska wieś.”

Przykro mi to pisać, ale niestety polska wieś to dosyć rozpowszechniona tu społeczność – ludzie, którzy wyrwali się z małych miejscowości, wykazujący się dobitnie zaściankowym myśleniem – szczególnie jeżeli chodzi o skrutynizację aparycji tubylców i siebie nawzajem.

Praktycznie zawsze gdy poznaje pannę z tej kategorii odczuwam nagle dziwną presję – jakby znajomość stawała się automatycznie jakimiś zawodami pt. „kto lepiej wygląda.”

Dziwnym trafem nigdy nie czuje takiego czegoś z angielkami. Mimo, że ogólnie wolę towarzystwo polek bo są zazwyczaj bardziej emocjonalne i ciekawsze, trzeba przyznać że w tym zakresie prezentują się bardzo negatywnie.

Angielki są bardzo skore zasypać cię komplementami, szczególnie po paru drinkach. Znacznie milej jest słyszeć przychylne słowa od ludzi, których uważasz za znajomych niż zajadliwe uwagi. Dla przykładu przytocze kilka autentycznych tekstów jakie usłyszałam od rodaczek w UK:

  •  „Ale masz piękne zdjęcie na fejsbuku – ile to było lat temu?”
  • „Nie wierzę, że przyciągasz wiecej uwagi niż ja na tej imprezie”
  • „Nie zapraszaj tej koleżanki na naszą imprezę bo jest za ładna”
  • „Mój były patrzył z kolegami na twoje zdjęcia i powiedzieli, że jesteś bardzo ładna – ALE stwierdzili, że ja jednak ładniejsza” (dodam, że ta dziewczyna ma 30 lat)

„Nie wierzę, że przyciągasz wiecej uwagi niż ja na tej imprezie”
 
To takie moje osobiste top 4. Inną praktyką polskiej wsi jest coś co nazywam „autoreklama.” 9/10 polskich wieśniar uwielbia opowiadać o sobie historie gdzie występują jako piękna bohaterka tragiczna.

Nie będę przytaczać konkretnych historii, ale wszytskie leca mniej więcej tym schematem:

„poszłam gdzieś-tam ... a tam koleś/dwóch/trzech ... powiedział/powiedzieli mi że jestem ładna/dali mi kwiaty/wstaw tu objaw uwielbienia”

Czy takie zajścia nie są prawie na porządku dziennym jeżeli jesteś choć w miarę atrakcyjną kobietą? Zawsze wydawało mi się, że to po prostu jeden z przywilejów bycia członkiem tak zwanej „płci pieknej.”  

Trochę jakby koń chodził po polu i chwalił się innym koniom, że umie biegać.


Mogłabym jeszcze dalej rozpisać się na temat tej zaściankowej mentalności ale nie mam zbytnio czasu - więc może podsumuje.

Anglieki może nie są atrakcyjne, kobiece czy specjalnie modne ale wygląda na to, że traktuja się nawzajem jako osoby nie zaś tylko jako obiekty, których głownym zadaniem jest podobać się mężczyznom. To w nich w jakimś sensie lubie - i co by nie mówić o angielskich "kaszalotach" - jak świadczymy sami o sobie odnosząc się w ich kierunku tak arcy-krytycznie?

Monday, 20 April 2015

Życie w Wielkiej Brytanii – jednak nie dla mnie?

Oto rozpoczełam egzystencję na bloggerze jako „brytanka” – samozwańczy ekspert od spraw polsko-brytyjskich – i już po paru tygodniach wracam do moich rozważań pt. „czy nie powinnam przypadkiem wrócic do Polski.” Przyznam, że takie myśli pojawiają sie w mojej głowie średnio raz na parę miesięcy. Jest to dobry temat do podjęcia na blogu z uwagi na to, że wielu „słowian” (używając terminologii prosto od Donatana) na obczyźnie też miewa co jakiś czas takie rozterki.

Co nas tu trzyma?

1)      Lepsze warunki zatrudnienia – i.e. stabilna praca, lepsza pensja, normalne kontrakty

Zaczełam to jako numerowaną listę ale w zasadzie ciężko mi wymyśleć coś innego. Być może dla niekórych atrakcyjny wydaje się brytyjski ‘socjal’ i opieka zdrowotna – jak twierdzi tutaj przynajmniej partia nacjonalistyczna UKIP – ale osobiście bardzo wtpie, że dla rodaków jest to jakiś specyficzny wabik. Wydaje mi się, że znakomita większość przyjeżdża tu „za chlebem” ergo pracą, a gdy maja trudności z jej znalezieniem lądują na socjalu – jak zresztą dzieje się i w wypadku Anglików.


Niektórzy mogą jeszcze wymienić pierdoły typu:

·         Lepsze standardy customer service

·         Lepsze drogi (lol)

·         Sympatyczni anglicy (tzn powierzchownie – patrz „Fair-szmej”)

·         Szacunek dla odmienności (choć dla niektórych może to być raczej deterent)


Bardzo to fajne i za pewne wystarczające dla wielu by utrzymać ich tutaj. Dla mnie dochodzą jeszcze trzy dodatkowe powody:

·         Od lat pielęgnowana miłość do języka angielskiego, którą mogę tu sobie codziennie kultywować

·         Kompletny brak znajomości polskich realiów odnośnie pracy bo w zasadzie nigdy nigdzie w Polsce nie pracowałam – acz słyszę okropne historię od znajomych, którzy pozostali w ojczyźnie.

·         Dziwna ambicja społeczna by jednak wbić się w te realia – coś w rodzaju osobistego wyzwania.

Jednak w przypływie melancholii – jak dziś – mogę wysnuć bardzo długa listę dlaczego Anglia nie jest jednak do końca w moim typie.

1)      Angielskie dziwolągi

Owszwem są tu bardzo fajni ludzie ale więkoszć w moim doświadczeniu to sztuczne i aspołeczne ułomy

2)      Brak wartości moralnych

Poniekąd powiązane z powyższym, ale czułam że powinnam, wstawić osobny punkt by zasygnalizować powagę tematu. Wiadomo, że w Polsce nikt nie lubi „moherowych beretów” i fanatyzmu religijnego jak u Rydzyka, jednak w Anglii obserwujemy przeciwny koniec skalii. Ludzie, którzy wydają sie kompletnie obdarci z wiedzy odnośnie co uchodzi za dobre a co jest de facto złe. Panuje tu oczywiście ideologia „każdy jest inny”...


3)      Słabo ukrywana antypatia w kierunku imigrantów

Szczególnie widoczna własnie teraz, przed wyborami. Państwo brytyjskie bardzo się szczypie i namyśla w kontekście „jak tu wydoić imigrantów na tanią i efektywną siłę roboczą / wzrost ekonomiczny, acz jednocześnie nic w nich nie inwestować” co jest też związane z demonizacją przyjezdnych i zrzucaniem na ich barki wszystkich problemów gospodarczo-społecznych. W związku z tym planuja tutaj np okroić nam dostęp do tak zwanych „benefitów” - czyli różnorakich zapomóg od państwa. Myślą chyba, że wpłynie to na np mniejszą ilość przyjezdnych Polaków. Absolutnie nie ma szans. Wpływa to jednak na samopoczucie własnie tych imigrantów, których państwo zapewne chciałoby zatrzymać – wykształconych, świadomych społecznie i operujących językiem na tyle dobrze by rozumieć niuanse i negatywność całej tej debaty.


4)      Trudności w osiaganiu wyższych stanowisk

 Jeżeli ktoś jest kierowcą ciężarówki, który przjechał tu z polską dziewczyną pracującą gdzieś na recepcji a ich skumulowana ambicja jest gdzieś na poziomie minus jeden – będzie im tu za pewne bardzo dobrze i wygodnie. Szczególnie gdy otoczą sie polskimi znajomymi i polską telewizją tym samym kompletnie izolując sie od medialnej demonizacji przyjezdnych. Jeżeli natomiast jesteś osobą ambitną i społecznie wrazliwą naprawdę musisz pracować tu dwa razy ciężej niż tubylcy by zdobyć jakieś wyższe stanowisko. Szczególnie jeżeli pracujesz dla organizacji/firmy czysto brytyjskiej – gdzie % zatrudnionych imigrantów jest mniejszy/równy jeden. Jedynym być może wyjatkiem są tu profesje „medyczne” – i.e. lekarz lub pielęgniarka – gdyż w UK jest kolosalny kryzys związany z brakiem odpowiednio wykształconych w tym kierunku ludzi tak więc w jakimś sensie jest tu łatwiej.

Osobiście często czuje się tu w jakimś sensie ograniczona – jestem młodą i zdolna osobą a mam wrażenie, że nikogo to tu nie obchodzi. Jeżeli masz choć cień akcentu i polski paszport możesz równie dobrze być kaleką na wózku – albowiem mimo ich usilnych starań patrzenia na ciebie jak na człowieka zawsze będziesz czymś w rodzaju osobnika kategorii B.


5)      Brak rodziny / znajomych

To chyba najbardziej oczywisty dla wielu punkt i myślę, że długie tłumaczenie jest zbędne. Mi brakuje mozliwości wpadnięcia do babci na kawę i ciasto, patrzenia jak moja siostra dorasta i wspierania jej, brakuje mi spontanicznego wyjścia z najlepszym przyjacielem do McDonald’s tylko po to by opchać się cheeseburgerami i bekać w drodze powrotnej, długich spacerów po żwirowiskach i gadania o pierdołach, śmiania się z polskich realiów. Oczywiście mam znajomych i w UK ale nie jest z nimi dokładnie tak samo jak ze „starymi wyżeraczami” w domu – ludźmi których znam od 15+ lat i wiem, że zawsze mogę na nich polegać.

W związku z tym wszystkim pomyślałam dzisiaj, że może fajnie byłoby pojechac do domu – i przyrzekam gdyby ktoś zaoferowałby mi dobrą pracę gdzie mogłabym też regularnie posługiwać sie językiem angielskim wcale nie oglądałabym się za siebie. Chyba nawet zaczne aplikować!